Wieczność jest bardzo nudna, szczególnie pod koniec.
(Woody Allen)
(Woody Allen)
Geniusz rozwikłujący tajemnicze wydarzenia z którymi wymiar sprawiedliwości ma problemy. Do tego pomocnik który właściwie nieświadomie inspiruje swojego przenikliwego towarzysza. Plus niezwykła zdolność obserwacji która zadziwia. Znacie? To posłuchajcie.
Któż z nas nie zna Sherlocka Holmsa. Nawet ci, którzy nigdy czytali powieści Conan Doyle'a tak czy inaczej spotkali się z tym detektywem w takiej czy innej formie. Seriali na podstawie opowieści o dedukcji i zawiłościach kryminalistyki było już kilka. Filmów, spektakli na pęczki. Niektórzy grali w "Sherlock Holmes: Zbrodnia i Kara" na pecetach. Ba! Nawet sławny Doktor House puścił oczko do widza podając swój adres tożsamy z adresem Holmsa.
Zatem po co nam kolejny oderwany od rzeczywistości detektyw? Tym razem twórcy serialu Forever, zapewne bojąc się narzekania takiego jak moje, poszli krok dalej. Kreatywny detektyw nie nosi charakterystycznego kaszkietu ani nie pali fajki. Czy tez mocniejszych wspomagaczy. Za to pracuje jako koroner w Nowym Jorku. Zamiast doktora Watsona mamy piękną policjantkę. I jeszcze jeden drobiazg. Jest nieśmiertelny.
Przyznaję, że uwielbiam takie lekko magiczne kryminałki. Rozwiązania po nitce do kłębka...Zauważenie strzępka materiału który - rzecz jasna -jest kluczem do całej zagadki. "Forever" jest odpowiedzią na moje pragnienia. Scenarzysta jeszcze rozwinął podstawę. Przenikające się wątki romantyczno - rodzinne nie są nachalne, dzięki czemu nie kończy się na niepotrzebnej ckliwości, której zwykle nie znoszę. O dziwo, cała aura boskiej nieśmiertelności jest drugoplanowa. Owszem, co pewien czas nasz główny bohater, Henry Morgan(w tej roli Ioan Gruffudd), chrząka znacząco do widza, ale dzięki Bogu nie natykamy się na każdym kroku na przypomnienia. Traktuje zresztą swój dar(przekleństwo?) w sposób równie naukowy jak pracę. Bada i analizuje.
Oczywiście, jak w każdym dobrym serialu tego typu mamy tajemniczego antagonistę, ale póki co, nie jest to wybijająca się postać. Być może, w przyszłości, twórcy będą chcieli tym wątkiem spoić kolejne sezony. Zdecydowanie bardziej zainteresował mnie asystent naszego koronera - Lucas Wan. Aktor (Joel D. Moore) kreujący postać zakręconego pomocnika został fenomenalnie dobrany. Nie jest to jego pierwsza rola nietuzinkowego ucznia ( patrz : "Kości") więc nie jestem osamotniona w swojej opinii. Zapewne męska część czytelników zastanawia się czemu u diaska nie zachwycam się tak panią detektyw Jo Martinez.
I dochodzimy powoli do minusów. Mimo, że nie chcę (ale muszem) czepiać się Alany de la Garzy która starała się całym swoim aktorskim talentem dodać splendoru swojej bohaterce, policjantka jest nijaka. Myszowata. Naturalnie mamy wzbudzające litość napomknienia o jej ciężkim życiu bez męża, jej maślane oczęta... Mogłoby to zadziałać. Ale nie działa. Niektórzy, znający się na rzeczy bardziej ode mnie powiedzą, że postać drugoplanowa nie może przyćmić głównego bohatera. Zanim jednak posypię głowę popiołem na znak skruchy i samobiczowania, przypomnę Katherine Beckett. Widzowie serialu "Castle" mogą porównać obie panie. Pomijając jej bieganie w wysokich obcasach za przestępcami (ach ta babska zawiść - żadnej kobiecie nie przepuszczę) policjantka miała charakter.
Rewolucji nie ma i jeśli ktoś szuka czegoś, co powaliłoby go na kolana a potem przeciągnęło ulicą to tego nie znajdzie. Skąd zatem dobre oceny? Serial ma klimat czytania strasznych opowieści pod kołderką i przy świetle. Niby trzyma w napięciu ale się nie boimy. Istotnie, trup ściele się gęsto (w tym naszego koronera) ale można się czasem uśmiechnąć, a co wrażliwsze duszyczki nawet nieco wzruszyć. Nie wiem czy w moim prywatnym rankingu produkcji tego typu "Forever" ma szanse zdetronizować "Elementary" (ciut niżej ocenione na IMDb). Za to na pewno będę czekać z niecierpliwością na kolejny odcinek. A to już w natłoku coraz to nowych seriali (nie łudźmy się, zwykle przeciętnych albo słabych) już coś.
Komentarze
Publikowanie komentarza